Recenzja filmu

Pisklaki (2022)
Lidia Duda

Sztuka latania

Z prozaicznej codzienności, banalnych sytuacji międzylekcyjnej zabawy, intymnych rozmów i scen fizycznego kontaktu reżyserce udaje się oddać humor i serdeczność, które, gdyby nie wiek
Sztuka latania
Dla siedmioletnich Zosi, Oskara i Kingi początek roku szkolnego to nie przelewki. Gdy wstępują do nowego środowiska, wokół tyle nieznanych głosów, twarzy i zapachów, a labirynt korytarzy i pomieszczeń każe szybko zorientować się w przestrzeni. Co jednak najtrudniejsze, gęsty plan zajęć i pobyt w internacie wymusza na dzieciakach puszczenie dłoni rodziców. Dotychczas mama lub tata prowadzili je przez świat, nieco rozjaśniając mroki czające się poza domem. Dla tytułowych "Pisklaków" pora jednak wyjść z gniazda i nauczyć się latać. Bez działającego zmysłu wzroku będzie o to nieco trudniej, lecz, jak się okaże, gdy w pobliżu są przyjaciele i pełne zrozumienia opiekunki, przeszkód jakby nieco mniej.

Realizm smutnej codzienności, "niepełnosprawna" tematyczna etykietka, drepczące po omacku kruszyny jako wizualny lejtmotyw, a do tego czarno-białe kadry i intymnie drżąca kamera mogą włączyć w widzach wszelkie antyckliwe alarmy. Nie dajcie się jednak zwieść! Dokumentująca pierwszy rok szkolnych relacji Lidia Duda na pierwszym miejscu stawia nie słabości, a wyzwania i siłę pozwalającą stawić im czoła. Nawet jeśli wywołuje w swojej publiczności współczucie, potrafi zaraz sprawić, że ponad wzruszeniem unosi się coś więcej: wiara w człowieczeństwo. Brzmi to pewnie jak slogan, lecz dokument obserwacyjny w swojej najlepszej odmianie potrafi slogan uszlachetnić. Ten bez wątpienia potrafi.

Lidia Duda, wielokrotnie nagradzana weteranka polskiego dokumentu, robiła już filmy o dzieciach ulicy, pedofilii czy rodzinach z marginesu, lecz obecne na ekranie krzywda lub złośliwy los nie sprawiają, że jej nieletni bohaterowie stają się kozłami ofiarnymi i obiektem emocjonalnego żeru dla tych, którzy chcą się tylko przejąć. W "Pisklakach", jak w "Herkulesie", autorka zadaje pytanie o siłę drzemiącą w ciele fizycznie słabszych oraz o pozory i szufladki, w które wpadamy, od święta współczująco wzdychając nad innymi od siebie. Nawet jeśli ceną nauki latania (zgodnie z niezwykle celną metaforą z tytułu) jest nabicie kilku siniaków więcej, to kto tu jest silny: zdrowi reprezentanci społeczeństwa czy ci, którzy na jego marginesie potrafią zmierzyć się z własną słabością? Jak już gdzieś powiedziano, pacholęta z filmografii Dudy noszą na barkach niesprawiedliwość świata. Autorka "Braci" nie pierwszy raz dostrzega w dziecięcym bohaterze nauczyciela dla tych, którzy tego ciężaru nie znają. W dokumencie zaś widzi narzędzie służące do odkrycia cudzej perspektywy.

Dydaktyzm wpisany w niniejszą recenzję nie daje o sobie znać w niezwykle intymnym, nieidealizującym maluchów, pozbawionym pretensji seansie. Ogromna w tym zasługa trójki podopiecznych ośrodka dla dzieci niewidomych i słabowidzących w Laskach. Twórcy – reżyserka, operatorzy (Wojciech Staroń i Zuzanna Zachara-Hassairi) oraz dźwiękowiec (Krzysztof Ridan) – mieli zdobyć zaufanie i zgodę rodziców, dyrekcji placówki oraz samych dzieci, a etyka ich pracy ujawnia się w cierpliwej obserwacji, kiedy trzeba na usunięciu się w cień lub na bezszelestnym podejściu bliżej. Dzięki temu filmowe postacie mają pęknięcia i rysy, ich wielobarwność przykuwa do ekranu, a szczerość – rozkłada na łopatki i potrafi zawstydzić dorosłych, którzy z ról i konwencji społecznych uczynili sobie narzędzie dystansowania się od drugiego człowieka. Zosia, Oskar i Kinga mówią o emocjach i uczuciach, jakby jutra miało nie być. Słowa świadczą przecież o istnieniu tuż obok i może stąd w nich tyle dojrzałości.

Z prozaicznej codzienności, banalnych sytuacji międzylekcyjnej zabawy, intymnych rozmów i scen fizycznego kontaktu reżyserce udaje się oddać humor i serdeczność, które, gdyby nie wiek bezpretensjonalnych postaci, u kogoś innego mogłyby zsumować się w życiową filozofię zdrowego dystansu do siebie i wrażliwości na drugą osobę. A wszystko to łapane na gorąco, improwizowane przez dzieci i bez lęku przed prostotą przyjęte w taktownym montażu. Twórcy wiedzą, jak charyzmatycznych, wielobarwnych i wrażliwych mają bohaterów. Tyle wystarczy, by otoczyć nas czułością. Bo sam już nie wiem, kto tu kogo przytula: widz bohaterów, czy bohaterowie widza.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones